Tytuł: Czytadło
Autor: Tadeusz Konwicki
Rok wydania: 1992
Wydawnictwo: Niezależna Oficyna Wydawnicza Nowa
Rok wydania: 1992
Wydawnictwo: Niezależna Oficyna Wydawnicza Nowa
Liczba stron: 205
Główny bohater budzi się
na dźwięk dzwonka do swojego mieszkania. W jego drzwiach stoi policja, która
oznajmia, że przyszła w sprawie śmierci młodej kobiety. Jej zwłoki, jak się
okazuje, leżą na kanapie, a główny bohater jako podejrzany o zabójstwo trafia do
aresztu. Po pewnym czasie wychodzi z niego za kaucją opłaconą przez nagle
przybywającego z Ameryki dawnego znajomego, Toniego Mickiewicza. Udaje się do
domu, gdzie wkrótce odbiera telefon. Jak się okazuje, dzwoni do niego kobieta,
która… jest zmarłą parę dni wcześniej w jego domu osobą?
To znowu ostatnio
przeczytana przeze mnie książka, którą śmiało mogę ochrzcić mianem dziwnej. I
to bardzo. Główny bohater cierpi bodajże na swego rodzaju amnezję. Nie pamięta
wielu rzeczy, co, jak i kiedy robił. Wspomnienia mu się zacierają, przypomina
je sobie, jak przez mgłę. Ludzie, których spotyka na swojej drodze mu w tym nie
pomagają, opisując zdarzenie różne od tych, które ten ma w swojej głowie.
Czytając książkę, nie
wiadomo dokładnie co dzieje się naprawdę, a co jest wyłącznie fikcją. Czytelnik
doznaje również swoistego uczucia deja vu. To wszystko wpływa na to, że w
powieści panuje pewien chaos, nie ma sytuacji jasnych i nic nie jest
przewidywalnego.
Główny bohater, jak sam twierdzi, cierpi na
szczególną chorobę. Otóż brakuje mu motywu do życia. Bardzo spodobał mi się ten
wątek, ponieważ jest tak życiowy i… rzecz jasna smutny. Każdy z nas zapewne
miał taki moment w swoim życiu, że nie do końca wiedział, czy to co do tej pory
robił, ma jakikolwiek sens. Tak ważne cele do których się dążyło, jakoś
zaczynały tracić swoje znaczenie. A stąd już krótka droga do utraty sensu życia
i chęci dalszej egzystencji. I sztuką jest wtedy z tej „choroby” wyzdrowieć.
„Wszyscy jesteśmy biedni. Ja jestem zdrowy i kompletnie
chory. Cierpię na zanik tego nieznanego gruczołu, który uzasadnia codzienny
ruch, powszednią krzątaninę, która każe rano wstać, umyć się, ogolić i wyjść na
ulicę, żeby wydrzeć coś z pyska bliźniemu. Prawdę mówiąc czuję się trochę jak
oszust. Wszyscy mnie traktują jak rywala, a ja jestem bezbronny. I to nie jest
sprawa wieku. Uciszenie głodu życiowego, osłabienie popędów, apatia zmęczonego
organizmu. Nie, to stało się jednego dnia. Zakaziłem się od kogoś
niezidentyfikowanego bakcylem. Myślę, że nas jest dużo. To są ci wszyscy,
którzy milczą albo uśmiechają się bez słów.”
Książka ostatecznie kończy
się, nie wyjaśniając niczego czytelnikowi. Nawet ostatnie zdanie brzmi
tajemniczo i jest urwane w połowie. Można tworzyć wiele teorii i tyleż samo
domysłów. Ale… ja jednak wolałabym znać dokładne rozwiązanie i wiedzieć o co w
tym wszystkim chodzi. Na przykład kim była zmarła kobieta i która z wersji:
głównego bohatera czy Mickiewicza była prawdziwa.
„Zawsze pocieszałem siebie w życiu, że komuś jest gorzej. Ale
komu dziś jest gorzej ode mnie.”
Książka raczej nie w moim
typie. Może to źle o mnie świadczy, ale wolę te powieści, gdzie wszystko jest
relatywnie jasne i klarowne. Gdzie nie trzeba dopowiadać sobie różnych rzeczy,
które może wcale nie są zgodne z rzeczywistością i „dręczyć się” tą myślą.
Jakoś za bardzo nie mam ochoty na tę książkę - podziękuję.
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł mocno intryguje. ;) Będę szukać w bibliotekach, aż znajdę :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że ta książka to spore wyzwanie dla czytelnika.
OdpowiedzUsuńo nie, nie, nie. Nie dla mnie ta książka :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam ochoty na dziwne książki :)
OdpowiedzUsuńMoże w tej "dziwności" jest właśnie urok... Jak trafię na tę książkę w bibliotece to przeczytam.
OdpowiedzUsuńBoję się, że nie zrozumiałabym jej do końca, skoro jest jednak trochę dziwna :)
OdpowiedzUsuńOch, Konwicki! Czytałam kiedyś jego "Bohiń". Ciekawa lektura. Na tę jednak nie wpadłam, ale zawsze można wypożyczyć.
OdpowiedzUsuń