poniedziałek, 17 stycznia 2022

Rok 2021 - podsumowanie!

Rok 2021, jaki był? Był dla mnie dobry, po prostu szczęśliwy i dobry. Przede wszystkim dość stabilny, ale nie nudny, bo sporo się działo, ale sporo dobrego za co jestem bardzo wdzięczna.

STYCZEŃ-MARZEC

Sylwester '20/Nowy Rok '21 rozpoczął się... robieniem za 'aniołki farmaceutiego' w aptece :D Dobra zabawa w przebraniu w białe fartuchy i kupa śmiechu musiała zwiastować dobre rozpoczęcie roku. Już 2 stycznia wyruszyłam razem z rodzinką na pierwszą małą podróż na Skrzyczne i Malinowską Skałę (to było moje pierwsze wejście w góry zimą), tuż po niej pierwszy raz w życiu miałam okazję morsować, w co nieźle się wciągnęłam i to kontynuowałam, przeczytałam też o tym książkę i nawet byłam na morsowaniu na krótko czyli zimowym spacerze na górę w samych szortach i topie. Pierwszy raz też miałam styczność z nartami biegowymi. I właśnie sezon od stycznia do marca upłynął na jeżdżeniu na nartach zarówno zjazdowych jak i biegowych. 

Byłam też na 40-tce mojej cioci. Na Dzień Kobiet byłam w teatrze na musicalu "Zakonnica w przebraniu", który bardzo polecam. W lutym miałam też swoje pierwsze podejście do praktyki jogi, przed którą latami się wzbraniałam, a która bardzo dobrze na mnie wpłynęła, głównie pod kątem emocjonalnym. W pracy wraz z nowym rokiem przejęłam 1 ze spółek pod swoją wyłączną opiekę, co wiązało się z nowymi obowiązkami, rozwojem i powrotem do międzynarodowych kontaktów po angielsku, z czego bardzo się cieszę.

KWIECIEŃ-CZERWIEC

W kwietniu kupiłam swój rower na którym przejechałam sporo kilometrów. Końcówką kwietnia jako że słońce mocno świeciło chciałyśmy z koleżanką skorzystać z dopisującej pięknej pogody i pojechałyśmy na Czantorię, by... na szczycie zastać śnieg. Ale przeżyłyśmy piękny dzień i zjadłyśmy pysznego langosza i pączka ze szpinakiem! W maju z okazji urodzin mamy zabrałam ją na wycieczkę do Warszawy, w której jeszcze nie była (w sumie ostatecznie wybrałyśmy się w 4 razem z ciocią i kuzynką). W czerwcu byłam w Energylandii i było super. W czerwcu też miałam urodziny, które wyprawiłam dla rodziny, organizując grilla i piekąc tort Kinder (zawsze chciałam go zjeść!). A poza tym z tej okazji byłam w gruzińskiej knajpce z jedną koleżanką i na ciachu bez cukru z drugą. Ogółem to czerwiec upłynął na wielu przygotowaniach, bo...  

LIPIEC-WRZESIEŃ

Na początku lipca... poleciałam na Islandię!!! Tak samo jak w dzień lotu tak i po dziś dzień brzmi to dla mnie nie do uwierzenia. Islandia to było moje marzenie odkąd kilka lat temu zobaczyłam post o tej podróży na pewnym blogu, ale w życiu nie wierzyłam, że uda mi się je zrealizować. Oczywiście to wszystko dzięki okolicznościom sprzyjającym (moja siostra i szwagier zaproponowali mi wspólny wyjazd na ich spóźnioną przez covid o rok 'podróż poślubną' :D). Widziałam cały przekrój przyrody - od lodowców, przez plażę diamentową, czarne plaże, wybuchające gejzery, kolosalne wodospady, gorącą rzekę, góry tęczowe na wulkanie z lawą skończywszy. Widziałam też maskonury. Jadłam renifera, chleb wulkaniczny i sfermentowanego rekina! Przez 11 dni spaliśmy pod namiotem i w samochodzie (przy białych nocach czyli nie zachodzącym wcale słońcu), a za dnia zjeżdżaliśmy wypożyczonym samochodem wyspę, praktycznie całą wyspę. Jedna koleżanka podsumowała moje zdjęcia następująco: "jak z innej planety", dosłownie. Jednym słowem WOW!

Po przylocie zaczęłam się rozglądać za mieszkaniem na zakup - trochę ich pooglądałam na żywo, trochę się przy tym pozniechęcałam, ale ostatecznie znalazłam takie, które po pierwszej wizycie skradło moje serce, spełniało moje standardy i we wrześniu podpisałam akt notarialny! Malutkie, ale słodkie, urocze i urządzone zgodnie z moimi upodobaniami. Nie jestem typem domatora, najchętniej co chwilę bawiłabym w świecie a gdy ktoś proponuje podróż moje serce zaczyna bić mocniej i nie trzeba mi 2 razy powtarzać - ale zawsze po każdej podróży dobrze jest wrócić do ciepłego gniazdka i zregenerować siły z kawką na kanapie. 

Oprócz tego moja relacja z chłopakiem, z którym się wówczas spotykałam (i który jeszcze do tej pory nie uciekł) się rozkręciła i w sierpniu byliśmy na Babiej Górze (to było moje małe marzenie), później na Pilsku, by wreszcie skusić się na bardziej survivalowy wypad i spanie pod namiotem na szczycie Rysianki. Upiekliśmy kiełbaski na ognisku, wypiliśmy flaszeczkę wiśniówki i poszliśmy spać, by z samego rana powitać wschodzące słońce <3 

Było też trochę dobrego, ciekawego jedzonka, bo jadłam makaron ze ślimakami, ramen i chinkali, pizzę z kwiatami.

Kocham podróże całym sercem i bez nich moje życie byłoby bezbarwne. Dlatego we wrześniu razem z dobrą koleżanką (z którą byłam już w podróży do Londynu i Paryża 2 lata wcześniej) byłam na 3-dniowym City Break'u we Włoszech (Bergamo-Lecco-Mediolan). Kocham Włochy - włoski temperament, otwartość, uśmiech na ustach, boską pizzę, pyszne makarony, wąskie uliczki, zabytkowe place. W Bergamo idąc wzdłuż urokliwych murów, dotarłyśmy na stare miasto, zobaczyłyśmy typowe dla niego zabytki, zjadłyśmy pyszną pizzę, napiłyśmy się winka, kawy a wieczorem starą kolejką Funicolare wjechałyśmy na wzgórze, z którego widać było pięknie oświetlone miasto. Drugiego dnia pojechałyśmy pociągiem do miejscowości Lecco nad jeziorem Como. To był dzień stricte spacerowy i chilloutowy, ale co innego można robić przy tak pięknych widokach i przy mega słonecznej pogodzie?! Tego dnia zjadłam też carbonarę di mare z owocami morza i była wyborna. Na trzeci dzień przypadł gwóźdź programu czyli Mediolan. Katedra katedrą ale jej taras to jakaś bajka i mogłabym tam siedzieć cały dzień. Niestety w Mediolanie nie było za dużo możliwości na zwiedzanie z powodu gigantycznej i trwającej nieprzerwanie ulewy. Pomimo policji na każdym kroku, sprawdzania paszportów covidowych i maseczkach na porządku dziennym, całym wyjazdem byłam zachwycona i po powrocie już miałam w głowie plan kolejnej wycieczki do Włoch.

PAŹDZIERNIK-GRUDZIEŃ

Październik i listopad to były zakupy na nowe mieszkanie, kompletowanie tego co mi potrzebne i sama przeprowadzka. Nie wiedziałam, że tak szybko się przyzwyczaję, ale czuję się świetnie i jakbym mieszkała tu od lat. Na pożegnanie sezonu letniego uczestniczyłam w grillowaniu rodzinnym, które z kameralnego grona przerodziło się spontanicznie na spotkanie w 16-osobowym składzie. Później w październiku wybraliśmy się z chłopakiem jeszcze na Baranią Górę, by pospacerować wśród jesiennych liści. Zimna pora roku sprawiła, że pooglądałam sporo seriali i filmów na Netflixie. 

W grudniu miałam okazję pójść na balet 'Dziadek do orzechów'. Nigdy na czymś takim nie byłam, więc fajne przeżycie. A po niej poszliśmy do Kociej Kawiarni i jedliśmy deserki przy skaczących kotach. Później prócz mojej nieszczęsnej choroby udało mi się zaprosić 2 koleżanki na oglądanie mojego mieszkania i wyskoczyć na coroczne wyjście ze znajomymi na jarmark i grzańce, na którym oczywiście upolowałam kubeczek świąteczny. Później były święta, które jak co roku szybko zleciały. A w przerwie między świątecznej wypad na narty do Zagronia <3 


A co na 2022? Chcę przede wszystkim korzystać z życia, łapać okazje, być szczęśliwa, działać i cieszyć się życiem bez względu na wszystko:

- Chcę zaliczyć przynajmniej 2 wyjazdy zagraniczne (najchętniej dużo więcej). Nie muszą być długie, wystarczą mi 3-4 dniowe City Breaki. Kierunków mam od groma. Najchętniej zorganizowałabym wszystko już dziś, niestety sytuacja na świecie wszystko utrudnia i cały czas nie wiem na czym stoję :(

- Chcę wybrać się na wypad rowerowy, ale nie mam jeszcze konkretnie sprecyzowanego planu, gdzieś tam widzę to w okolicach gór, może 2 albo kilkudniowy z noclegiem w namiocie, ale to nie ma większego znaczenia, bo zadowolę się każdą, nawet kilkugodzinną jazdą w ładnych okolicznościach przyrody.

- Chcę zaliczyć parę szczytów Tatr, w 2021 mi się nie udało ale nic straconego. Myślę nad Szpiglasowym Wierchem. We wrześniu koniecznie 2 Czerwone Wierchy (z tych na których jeszcze nie byłam). Gdzieś tam z tyłu głowy krążą mi Rysy i jeden ze szczytów Orlej Perci, ale... to duże wyzwanie i nie wiem, czy to wyprawa jeszcze na ten rok, ale kiedyś na pewno!

- Chcę też na pewno jeść dużo więcej warzyw i owoców, kiszonych rzeczy. Chcę by były u mnie na porządku dziennym. A może i zacząć wprowadzać wegetariańskie potrawy? Chyba sama nie wierzę, że to piszę! Może dlatego, że jestem aktualnie chora a może mój organizm potrzebuje zmian, ale tak, mam aktualnie mood na warzywa. I ograniczyć spożywanie alkoholu, nie przy imprezach czy spotkaniach na mieście. Ale lampka wina do obiadu, do serialu czy na zły humor zdecydowanie nie są potrzebne. To samo ze słodyczami, kiedyś ich nie jadłam i nie odczuwałam żadnego braku, także banan, masło orzechowe powinny wystarczyć.

- Chcę się sporo ruszać - jeździć na rowerze, rolkach, łyżwach, nartach, ćwiczyć na siłowni i fitnessie, może biegać?, pływać, a nawet chodzić na zwykłe spacery. Chcę wrócić do praktyki jogi i jeśli czas i zdrowie pozwolą do morsowania.

- Chcę sporo czasu przeznaczyć dla rodziny i koleżanek i zadbać o dobry jakościowo czas z nimi. Ostatnio u mnie czas był dość napięty i przeplatany z chorobami, ale dość tego. Chcę w końcu wyzdrowieć i z energią podejść do działania i spotkań. 

- Chcę wybrać się na operę albo operetkę albo do teatru.

- Chcę znaleźć dobre jakościowo książki i je przeczytać. Nie interesuje mnie ilość, interesuje mnie jakość. Coś, co pomoże mi w życiu, wniesie jakąś wartość.

I to by było chyba na tyle na dzień dzisiejszy. Nie wiem, co los przyniesie, nie wiem co się wydarzy, ale jedyne czego sobie życzę to dużo radości każdego dnia, cieszenia się chwilą, życie teraźniejszością i sporo szczęścia. 

czwartek, 29 kwietnia 2021

Rok 2020 - podsumowanie!

Wiem, że mamy już koniec kwietnia i to na pewno nie czas na podsumowanie poprzedniego roku, ale... kto by się przejmował konwenansami. Ja po prostu muszę tu zawsze mieć jakieś podsumowanie. Chyba każdy zgodzi się, że 2020 był rokiem nietypowym i na pewno nie tak miał wyglądać. Jeśli chodzi o mnie myślałam, że będzie polegał na wariactwie w korporacyjnym kołowrotku z nagłymi skokami i spadkami adrenaliny, wyprawach we wszystkie możliwe zakątki świata (pierwsze loty już były zaklepane), hulaszczych imprezach z rodziną, spotkaniach na mieście i poznawaniu nowych ludzi. W końcu jestem młódka i z życia trzeba korzystać, ha!... hahaha

A jak potoczył się ten rok?

Po pierwsze zmieniłam prace. Tak sobie przeglądałam różne ogłoszenia i kiedy zobaczyłam pewną ofertę i firmę to moje serce zabiło mocniej i wiedziałam już, że ta praca musi być moja i... chyba sobie to przyciągnęłam, bo tak się właśnie stało! Praca okazała się dużo bardziej spokojna od poprzedniej, wiec na początku nosiło mnie po ścianach. Gdybym wtedy wiedziała, że już do końca roku a nawet i dłużej będę pracować zdalnie to chyba wyskoczyłabym przez okno... Na szczęście do wszystkiego człowiek jest się w stanie przystosować, a ja obecnie cieszę się z tego co mam i gdzie jestem. Mam coraz mniejszą ochotę na to, by gonić za tym co niedoścignione, wypruwać sobie żyły, udowadniać komuś coś na siłę, zakładać sztuczny uśmiech i robić dobrą minę do złej gry. Po prostu zwyczajnie mi się nie chce i tyle. Ja chcę po prostu i zwyczajnie czuć się dobrze.

W tym roku byłam też na 3 ślubach i weselach. 2 moich koleżanek i 1 mojej siostry, na którym to nawet pełniłam role świadka. Rola świadka to było dla mnie duże wyróżnienie i moje ciche marzenie, które się spełniło! Raz byłam już świadkiem na bierzmowaniu, teraz na ślubie i czekam tylko aż ktoś jeszcze weźmie mnie na matkę chrzestna i wtedy będę już w pełni szczęśliwa jeśli chodzi o pełnione funkcje. Cieszę się niezmiernie, że mogłam uczestniczyć w tych dniach, przybijam każdej z moich lasek pionę i ślę moc miłości. Dzisiejsze czasy są jakie są, ale uważam że małżeństwo o ile jest prawdziwe to takie upieczętowanie znalezienia bratniej duszy a znaleźć ja to coś genialnego.

Pandemia sprawiła, ze loty były ograniczone, wiec trzeba było się zadowolić tym co możliwe i w moim przypadku padło na Tatry. Chociaż za dzieciaka gór nie znosiłam, tak sierpniowa wyprawa sprawiła, że zauroczyłam się nimi. Udało się zaliczyć 2 szczyty Czerwonych Wierchów, w planach było też wejście na Szpiglasowy Wierch, ale mglista pogoda niestety to uniemożliwiła i trzeba było się zadowolić Doliną 5 Stawów, która jak dla mnie równie zniewalająca. Tak czy owak moje postanowienie na ten rok to zaliczyć 3 szczyty Tatr, a na liście 100 celów życiowych wylądowały Rysy oraz 1 ze szczytów Orlej Perci.

Pomimo obostrzeń udało się też polecieć na Majorkę. Szkoda że niestety nie w planowanym początkowo 10 osobowym składzie, ale i tak wyjazd był genialny. Rozbijaliśmy się busikiem wśród krętych dróg górskich, na przemian zachwycając się a to górami a to plażami. Każdy dzień był pełen zwiedzania i zachwycania się widokami przy akompaniamencie paelli i sangrii. Wyjazd bajka!

W 2020 wsiąknęłam totalnie w tematy związane z astrologią, numerologią i byłam nawet na kursie tarota. To genialne jak wiele rzeczy się potwierdza i jak duży wpływ może mieć układ planet w momencie naszego urodzenia. Czysta magia.  

Poza tym podsumowując 2019, napisałam sobie wtedy, że boli mnie, że nie udało mi się odciąć emocjonalnie od przeszłych nieprzyjemnych wydarzeń. W tym roku usilnie nad tym pracowałam, były różne lepsze i gorsze momenty, ale dużo rzeczy sobie przemówiłam do głowy i każdą negatywną myśl staram się ucinać w zarodku, wiem, że mam być sama dla siebie jak najlepsza i tyle. Głowa do góry, chociaż nie wszystko idzie jak z płatka, jestem wdzięczna każdej lekcji życia, skupiam się na teraźniejszości i wierzę po prostu, że kiedyś wszystko mi się w życiu pięknie ułoży, bo będę do tego dążyć i na to pracować. Ale nie szarpiąc się i walcząc za wszelką cenę jak bywało, a idąc za głosem intuicji i poddając się temu, co podpowiada mi moja dusza i ciało. "Na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli nie jest dobrze, to znaczy, że to jeszcze nie koniec."

A teraz czym prędzej powrót do 2021, bo nie ma co za dużo skupiać się na przeszłości a trzeba żyć teraźniejszością. Jego początek rozpoczął się od morsowania i praktyki jogi, do której wcale nie byłam przekonana, ale zrobiłam pierwszy krok i... o niebiosa, wsiąknęłam totalnie! I póki co jestem zakochana w tym, co mi ona ofiarowuje. I mam już wiele przemyśleń w tym temacie. Także coś czuję, że ten rok będzie mocno kręcił się wokół jogi <3 No to hop w 2021 rok!

wtorek, 17 marca 2020

Sylwester w Pradze!

W dobie wszechogarniającego koronawirusa i zakazu wyjazdów - nie pozostaje nic innego jak jedynie wyjazdy powspominać. A ja powrócę zatem do Sylwestra w Pradze. Swoją przygodę rozpoczęliśmy od wyjazdu autokarem o 3 w nocy z 30 na 31 grudnia. Nocka w autokarze do najbardziej komfortowych nie należała, ale za to zaraz po wyjściu widok na miasto ją wynagrodził.
Naszym przewodnikiem był starszy Pan, którego energia i hart ducha nie opuszczały pomimo swojego wieku, stąd też zaraz po pokazaniu nam widoku uciekł, nie wiedzieć gdzie. Jak się później okazała to był dopiero początek jego znikania. Kiedy już go odnaleźliśmy wyruszyliśmy dalej na odkrywanie kolejnych zakątków Pragi.
Zwolenniczką kościołów nie jestem, a tych na naszej drodze widzieliśmy dość dużo. Jeden z ciekawszych zawierał dzieciątko Jezus zrobione ze… świecy. Nad tym kościołem znajdowało się muzeum z mnóstwem ubranek na zmianę właśnie dla tej figurki.

Koło 13 mieliśmy przerwę i wstąpiliśmy na burgery. Podobno Praga z nich słynie i rzeczywiście były pyszne! Wtedy też wreszcie doczekałam się pierwszej kawy tego dnia. Dla wypróbowania wzięliśmy 1 kawę eggnog, która w przeciwieństwie do burgerów… była okropna.
Najlepszym i najbardziej efektownym punktem był Most Karola. Zresztą co tu dużo opowiadać, widoki mówią same za siebie.
          
Na moście znajduje się figurka Jana Nepomucena, który był spowiednikiem żony króla i na prośbę o zdradzenie królowi grzechów jego żony, nie chciał tego zrobić i za nieposłuszeństwo wobec władcy został wrzucony do rzeki. Tradycja mówi, że jeśli pogłaszcze się figurkę, to spełni ona życzenie i… nie pozostaje nic innego tylko czekać na tego efekty!
        
        
Około 20 rozstaliśmy się z naszym przewodnikiem i do 1 w nocy mieliśmy czas wolny dla siebie i… oczywiście znów udaliśmy się na jedzenie :D Tym razem padło na typowo czeską kuchnię. Dostałam knedliki oraz mięso jagnięce z zaskakującym sosem piwno-miodowym. Muszę taki zrobić w domu! Pomimo małej porcji jedzenie było pyszne. Niemiłą niespodzianką było to, że na samym końcu okazało się, że nie można było płacić kartą, a czeskich koron już żadnych nie mieliśmy ;p ale na szczęście jakoś sobie poradziliśmy.
A o 12? Na placu Wacława przywitały nas fajerwerki i Nowy Rok!  
O 2 w nocy powróciliśmy autokarem do domu. To była bardzo fajna chociaż krótka i trochę męcząca wycieczka. Ale ciekawa alternatywa na spędzenie Sylwestra.

sobota, 18 stycznia 2020

Rok 2019 - podsumowanie!

Ostatnio u Aniamaluje przeczytałam "Aby coś zacząć, czasami trzeba coś skończyć. Dlatego dzisiaj masz za zadanie porządnie skończyć poprzedni rok." - a więc zakańczam. Jaki był dla mnie rok 2019? Szybki [i Wściekły]. Zaczął się całkiem powoli i spokojnie... ale później się rozkręcił i zaczął galopować.

Z czego jestem zadowolona/dumna/wdzięczna 2019?
- z wielu spotkań w rodzinnym gronie i możliwości zacieśnienia więzi z członkami rodziny, kiedyś tego nie doceniałam, ale dziś wiem, że rodzina jest najważniejsza i bardzo cieszę się, że mam w niej dobrych ludzi, którzy mnie akceptują, z którymi zawsze mogę porozmawiać, którzy są wokół i na których mogę liczyć. I każdemu będę polecać, by dbać, walczyć i wspierać swoją rodzinę, bo to ona jest naszym trzonem.
- z rozwinięcia umiejętności dawania ludziom wolności wyboru, odpuszczania, nie wcinania się i cieszenia się szczęściem innych, nawet jeśli nie idzie ono w parze z moim. Kiedyś zawsze musiałam wcisnąć swoje 3 grosze i wydać opinię na każdy temat i chociaż dalej mam niewyparzony język, to częściej staram się go trzymać za zębami. Zauważyłam tę zależność, że jeśli szczerze potrafisz się cieszyć czyimś szczęściem, to często ani się nie obejrzysz a zawita ono i u Ciebie.
- to miał być dla mnie rok próbowania nowych rzeczy i taki też właśnie był; wypróbowałam grę w squasha, tenisa, windsurfing, nightskating, ściankę wspinaczkową, jazdę na motorze, zorganizowane biegi, zwiedziłam dużo nowych miast, na własną rękę zorganizowałam wyjazd do Kazimierza/Sandomierza/Lublina oraz Londynu i Paryża, byłam na delegacji, odwiedziłam różne restauracje i wypróbowałam dużo nowych kuchni i nietypowych potraw (bycze jądra, ozór, mule, ślimaki i żabie udka :D), poznałam nowe osoby. I im więcej ma się takich doświadczeń i poznaje punkty widzenia różnych ludzi, tym człowiek całkiem inaczej zaczyna patrzeć na życie.
- z zaliczonych 4 biegów (1 na 4 km i 3 na 10 km), wymagało to ode mnie dużo wytrwałości i silnej woli, ale udało się!
- z otrzymania pracy w dziale, który sobie wymarzyłam! Chociaż łatwo nie jest, przyniosło mi to dużo stresu, nerwów, chaosu, a bywają i dni, gdzie mam wrażenie, że kręcę się jak w kołowrotku i wracam do domu i pytam siebie, co ja tam w ogóle robię i na czym ten cały burdel stoi, bo na pewno nie na nogach, tak... mogę powiedzieć, że tak czy inaczej lubię tę pracę i cieszę się, że w niej jestem  
- z odbytej 3-tygodniowej delegacji do Włoch, która wykrzesała ze mnie dużo odwagi przy samodzielnym (pierwszym w życiu) locie samolotem, przejechaniu 250 km wypożyczonym autem a i przejęciu obowiązków od Włocha. To było dla mnie jak skok na głęboką wodą i wiązało się ze znacznym stresem, ale na pewno dodało mi dużo odwagi do życia a przy tym było niesamowitą przygodą.
- z zorganizowanej i odbytej na własną rękę wyprawy do Londynu i stamtąd też do Paryża. Dużo zwiedzonych miejsc i atrakcji, a przy tym wzrost organizacji. A ten wyjazd mogę podsumować tylko tak - 2 stolice, 6 lotnisk, 4 środki komunikacji i 92 km na nogach :D 
- z dużej dozy samodzielności, jeszcze rok temu wielu rzeczy się bałam i często musiałam na kimś polegać. Dziś jestem dużo silniejsza i mniej zależna.

Z czego nie jestem zadowolona?
- to miał być dla mnie rok, w którym uspokoję się emocjonalnie, przestanę cofać się i żyć przeszłością, ale wcale tak nie było a ja dalej zdaję sobie sprawę, że nie umiem pogodzić się z pewnymi aspektami i pójść do przodu. W tym roku mam nadzieję, że raz na zawsze odetnę się od pewnych historii, które tylko wywołują we mnie uczucie związanego żołądka i mdłości. 
- z braku pokory, niestety mam taką wadę, że zamiast spuścić głowę i przyznać komuś rację, wściekam się, kopię, rozpycham łokciami, aby tylko wyszło na moje i nie, wcale nie wychodzi

Czego oczekuję od 2020?
- przede wszystkim zależy mi na tym, by być dobrym człowiekiem. W 2019 trochę nad tym popracowałam, ale dalej długa droga przede mną. Miałam 3 grubsze sytuacje, za które mi wstyd i które totalnie rozbiły mnie emocjonalnie i w 2020 chcę takich rzeczy uniknąć.
- chcę nauczyć się słuchać siebie i swoich potrzeb i je spełniać. Jeśli sami o siebie w pierwszej kolejności nie zadbamy, to nikt tego nie zrobi i taka jest prawda.
- chciałabym się uspokoić i uporządkować, chociaż wiem, że łatwo nie będzie, bo wbrew pozorom jestem roztrzepaną i średnio zorganizowaną osobą, a stresująca praca, dorosłe życie i współczesny świat oraz ludzie na pewno tego nie ułatwiają. Z drugiej strony kiedy po raz kolejny słyszę: "Ale po co chcesz się uspokajać, skoro jesteś aktywną osobą? Po co masz się do pewnych ludzi zmuszać, jeśli Cię nudzą?". To cóż, może z drugiej strony lepiej słuchać tego co ma się w sercu. 
- przestanę dążyć do perfekcji i wiecznie wymagać od siebie i od innych, gdzie w rezultacie jestem ciągle nie w pełni zadowolona. To odwieczna walka pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością, ale chciałabym kłaść większą wagę na docenianie małych, dobrych rzeczy, niż porażek i tego co złe.

sobota, 9 marca 2019

Styczeń i luty 2019 - podsumowanie!

Pierwsze 2 miesiące nowego roku za nami :) Przez ten czas miało się porządnie zadziać - z początkiem roku miałam duże, świetlane plany. Wymyśliłam sobie "nowy świat" - nową pracę, studia podyplomowe i wyprowadzkę do innego miasta. Niestety pomimo moich starań każda z tych spraw spaliła na panewce... trudno, odpuszczam. Wychodzę z założenia, że widocznie los ma dla mnie w zanadrzu coś lepszego.

Wraz z końcem stycznia moja umowa na zastępstwo wygasła i musiałam się pożegnać z moją dotychczasową pracą. Mam świetne wspomnienia, a szczególnie obraz tego jak powinna wyglądać prawdziwa, porządna praca. Z jednej strony to dobre, z drugiej nie, bo pewnie nic już nie będzie w stanie na mnie zrobić takiego wrażenia, ale trzeba iść do przodu. Na zakończenie pracy zgodnie z lokalnym patriotyzmem dostałam biżuterię z węgla :) A także książkę - "Otoczeni przez psychopatów" jako drugą część czytanych przeze mnie wcześniej "Otoczonych przez idiotów". W międzyczasie dostałam ofertę i już za parę dni zaczynam nową pracę.

KSIĄŻKI
Jeśli chodzi o książki to od przeszło roku wdarł mi się pewien nawyk i z uporządkowanego czytania książek do początku do końca i dopiero wyboru kolejnej, zmieniło mi się to na „skakanie” od jednej pozycji do drugiej i czytanie kilku książek równocześnie. Na pewnym etapie upatrywałam w tym sporo plusów, obecnie coraz bardziej zaczyna mnie to męczyć, bo sporo mam rozpoczętych i niedokończonych. Ostatnio kolega przedstawił mi buddyjski test efektywności i chyba powoli zaczyna do mnie docierać, że taki sposób ma więcej minusów niż plusów. Zatem mój cel na przyszłość to uporządkowanie pod względem czytania. Z przeczytanych książek w całości na ten okres mam 3 - "Otoczeni przez idiotów", "Otoczeni przez psychopatów" i adekwatnie do postanowienia "Slow life. Zwolnij i zacznij żyć". 


RESTAURACJE
Zaplanowałam sobie, że 2019 będzie dla mnie rokiem doświadczania nowych rzeczy. Ucinam ograniczenia i blokady, a wszystkim nowym sytuacjom zamierzam mówić "tak". W nowy rok zatem weszłam z postanowieniem odwiedzania nowych restauracji i próbowania nowych jedzeń, co też udało mi się uskuteczniać. Poniżej moje odwiedziny, głównie w Katowicach:


- "Upojeni" - mają fajną akcję, bo do godz. 18 przy zakupie drugiego dania, zupę można kupić za 1 zł. Jak za zupami nie przepadam, tak te były całkiem ok. Trochę przypominały przeciery dla dzieci, ale naprawdę były całkiem smaczne. Z kolei na drugie danie wzięłam burgera i był dość spalony i niestety niezbyt polecam.
- "3 siostry" - mają całkiem dobre bajgle, ale biorąc pod uwagę mały rozmiar, cena jest trochę wygórowana. Plusem jest uroczy wygląd lokalu - jeśli dla kogoś ważne są walory estetyczne, to na pewno warto odwiedzić.

- "Fit Fat" - knajpa z klasycznymi meksykańskimi potrawami. Zdjęcie poniżej to niby zestaw dla 2-3 osób, ale szczerze mówiąc, najeść to by się tym można było chyba tylko w pojedynkę. Fajną sprawą jest to, że w skład niego wchodzi burrito, taco, enchilada, nachosy, salsy i sok, więc można różnych rzeczy popróbować.
- "Kafej" - zamówiłam tam gofra z jajkiem i bekonem i gdy do mnie przyszedł... byłam zaskoczona. Na zdjęciu tak nie wygląda, ale gofr był naprawdę wielki i sycący. Nieco kłóciło mi się połączenie wytrawnych dodatków ze słodkim gofrem, ale i tak lokal na duży plus i na pewno go jeszcze odwiedzę.
- "Aioli" - czyli włoski lokal niestety z wysokimi cenami, ale za to ciekawymi, nietypowymi potrawami. Na zdjęciu zielona kawa z matchą, mlekami roślinnymi i... masłem. Smakowała specyficznie, ale ja żyję nowymi smakami i doświadczeniami, więc byłam zadowolona. Prócz tego zjadłam pizzę m.in. z bekonem, gruszką i karmelizowaną cebulą - mega smaczna. Następny raz pójdę tam na mule :)
- "Pożegnanie z Afryką" - to kawiarnia w Krakowie z kawami z różnych krajów świata i parzonymi różnymi metodami. Akurat kawiarnia brała udział w jakimś konkursie i pilotażowo wykreowała nową kawę - z espresso, tequilą, miodem, bitą śmietaną, bryłkami soli, pomarańczą i cynamonem. Świetne połączenie smakowe, a przy tym sama kawa kosztowała 7 zł - genialnie :) 
- "Shrimp house" - no ok, tu nie byłam po raz pierwszy, ale w ramach mojej "powypłatowej tradycji", którą już raczej zakończę. Fajny lokal z serwowanymi samymi daniami z krewetek, ale po wypróbowaniu różnych moim nr 1 jest "Tempura shrimp" - najsmaczniejsze i najbardziej opłacalne. Inne nie zrobiły na mnie większego wrażenia. W dodatku wysokie i tak ceny ostatnio jeszcze podrożały... słabo.
Oprócz tego byłam też na festiwalu pizz w Pizza Hut.

SPORT
Jako że moim postanowieniem na 2019 jest ćwiczenie kręgosłupa, parę razy byłam na zajęciach o nazwie „Zdrowy kręgosłup”, a także pochodziłam trochę na basen.

W zeszłym roku pierwszy raz w życiu uczyłam się jeździć na nartach i zapamiętałam to jako mocno stresujące i przerażające doświadczenie. W tym roku sezon narciarski rozpoczęłam od wyjazdu do Czech, a tamtejszy stok sprawił, że zaskoczyłam się pozytywnie. Po tym jeszcze kilka razy udało mi się na nartach w Polsce pojeździć. A sezon zakończyłam, tak jak i zaczęłam - stokiem w Czechach.

Oprócz tego pierwszy raz grałam w squasha - było więcej śmiechu niż samej gry, ogółem fajne zrobiło na mnie wrażenie, prócz tego, że miałam gigantyczne zakwasy, a ręka trzęsła mi się przez kolejne 3 dni ;p

Byłam też w parku trampolin - chyba jako jedna z nielicznych dorosłych.

I parę razy na łyżwach.


Z filmów udało mi się pójść do kina na Glass - specyficzny, średnio oceniam.

Oprócz tego widziałam też Banderstach, czyli film w którym to co jakiś czas widz ma 2 opcje wyboru dalszego ciągu filmu - świetny pomysł, chociaż sama fabuła miała trochę mankamentów.

Oprócz tego wreszcie po intensywnych analizach i 11 latach ze starym laptopem - kupiłam nowy. Komfort pracy świetny.

I to by było na tyle w styczniu i lutym!