STYCZEŃ-MARZEC
Sylwester '20/Nowy Rok '21 rozpoczął się... robieniem za 'aniołki farmaceutiego' w aptece :D Dobra zabawa w przebraniu w białe fartuchy i kupa śmiechu musiała zwiastować dobre rozpoczęcie roku. Już 2 stycznia wyruszyłam razem z rodzinką na pierwszą małą podróż na Skrzyczne i Malinowską Skałę (to było moje pierwsze wejście w góry zimą), tuż po niej pierwszy raz w życiu miałam okazję morsować, w co nieźle się wciągnęłam i to kontynuowałam, przeczytałam też o tym książkę i nawet byłam na morsowaniu na krótko czyli zimowym spacerze na górę w samych szortach i topie. Pierwszy raz też miałam styczność z nartami biegowymi. I właśnie sezon od stycznia do marca upłynął na jeżdżeniu na nartach zarówno zjazdowych jak i biegowych.
Byłam też na 40-tce mojej cioci. Na Dzień Kobiet byłam w teatrze na musicalu "Zakonnica w przebraniu", który bardzo polecam. W lutym miałam też swoje pierwsze podejście do praktyki jogi, przed którą latami się wzbraniałam, a która bardzo dobrze na mnie wpłynęła, głównie pod kątem emocjonalnym. W pracy wraz z nowym rokiem przejęłam 1 ze spółek pod swoją wyłączną opiekę, co wiązało się z nowymi obowiązkami, rozwojem i powrotem do międzynarodowych kontaktów po angielsku, z czego bardzo się cieszę.
KWIECIEŃ-CZERWIEC
LIPIEC-WRZESIEŃ
Na początku lipca... poleciałam na Islandię!!! Tak samo jak w dzień lotu tak i po dziś dzień brzmi to dla mnie nie do uwierzenia. Islandia to było moje marzenie odkąd kilka lat temu zobaczyłam post o tej podróży na pewnym blogu, ale w życiu nie wierzyłam, że uda mi się je zrealizować. Oczywiście to wszystko dzięki okolicznościom sprzyjającym (moja siostra i szwagier zaproponowali mi wspólny wyjazd na ich spóźnioną przez covid o rok 'podróż poślubną' :D). Widziałam cały przekrój przyrody - od lodowców, przez plażę diamentową, czarne plaże, wybuchające gejzery, kolosalne wodospady, gorącą rzekę, góry tęczowe na wulkanie z lawą skończywszy. Widziałam też maskonury. Jadłam renifera, chleb wulkaniczny i sfermentowanego rekina! Przez 11 dni spaliśmy pod namiotem i w samochodzie (przy białych nocach czyli nie zachodzącym wcale słońcu), a za dnia zjeżdżaliśmy wypożyczonym samochodem wyspę, praktycznie całą wyspę. Jedna koleżanka podsumowała moje zdjęcia następująco: "jak z innej planety", dosłownie. Jednym słowem WOW!
Oprócz tego moja relacja z chłopakiem, z którym się wówczas spotykałam (i który jeszcze do tej pory nie uciekł) się rozkręciła i w sierpniu byliśmy na Babiej Górze (to było moje małe marzenie), później na Pilsku, by wreszcie skusić się na bardziej survivalowy wypad i spanie pod namiotem na szczycie Rysianki. Upiekliśmy kiełbaski na ognisku, wypiliśmy flaszeczkę wiśniówki i poszliśmy spać, by z samego rana powitać wschodzące słońce <3
Było też trochę dobrego, ciekawego jedzonka, bo jadłam makaron ze ślimakami, ramen i chinkali, pizzę z kwiatami.
Kocham podróże całym sercem i bez nich moje życie byłoby bezbarwne. Dlatego we wrześniu razem z dobrą koleżanką (z którą byłam już w podróży do Londynu i Paryża 2 lata wcześniej) byłam na 3-dniowym City Break'u we Włoszech (Bergamo-Lecco-Mediolan). Kocham Włochy - włoski temperament, otwartość, uśmiech na ustach, boską pizzę, pyszne makarony, wąskie uliczki, zabytkowe place. W Bergamo idąc wzdłuż urokliwych murów, dotarłyśmy na stare miasto, zobaczyłyśmy typowe dla niego zabytki, zjadłyśmy pyszną pizzę, napiłyśmy się winka, kawy a wieczorem starą kolejką Funicolare wjechałyśmy na wzgórze, z którego widać było pięknie oświetlone miasto. Drugiego dnia pojechałyśmy pociągiem do miejscowości Lecco nad jeziorem Como. To był dzień stricte spacerowy i chilloutowy, ale co innego można robić przy tak pięknych widokach i przy mega słonecznej pogodzie?! Tego dnia zjadłam też carbonarę di mare z owocami morza i była wyborna. Na trzeci dzień przypadł gwóźdź programu czyli Mediolan. Katedra katedrą ale jej taras to jakaś bajka i mogłabym tam siedzieć cały dzień. Niestety w Mediolanie nie było za dużo możliwości na zwiedzanie z powodu gigantycznej i trwającej nieprzerwanie ulewy. Pomimo policji na każdym kroku, sprawdzania paszportów covidowych i maseczkach na porządku dziennym, całym wyjazdem byłam zachwycona i po powrocie już miałam w głowie plan kolejnej wycieczki do Włoch.
PAŹDZIERNIK-GRUDZIEŃ
Październik i listopad to były zakupy na nowe mieszkanie, kompletowanie tego co mi potrzebne i sama przeprowadzka. Nie wiedziałam, że tak szybko się przyzwyczaję, ale czuję się świetnie i jakbym mieszkała tu od lat. Na pożegnanie sezonu letniego uczestniczyłam w grillowaniu rodzinnym, które z kameralnego grona przerodziło się spontanicznie na spotkanie w 16-osobowym składzie. Później w październiku wybraliśmy się z chłopakiem jeszcze na Baranią Górę, by pospacerować wśród jesiennych liści. Zimna pora roku sprawiła, że pooglądałam sporo seriali i filmów na Netflixie.
W grudniu miałam okazję pójść na balet 'Dziadek do orzechów'. Nigdy na czymś takim nie byłam, więc fajne przeżycie. A po niej poszliśmy do Kociej Kawiarni i jedliśmy deserki przy skaczących kotach. Później prócz mojej nieszczęsnej choroby udało mi się zaprosić 2 koleżanki na oglądanie mojego mieszkania i wyskoczyć na coroczne wyjście ze znajomymi na jarmark i grzańce, na którym oczywiście upolowałam kubeczek świąteczny. Później były święta, które jak co roku szybko zleciały. A w przerwie między świątecznej wypad na narty do Zagronia <3
A co na 2022? Chcę przede wszystkim korzystać z życia, łapać okazje, być szczęśliwa, działać i cieszyć się życiem bez względu na wszystko:
- Chcę zaliczyć przynajmniej 2 wyjazdy zagraniczne (najchętniej dużo więcej). Nie muszą być długie, wystarczą mi 3-4 dniowe City Breaki. Kierunków mam od groma. Najchętniej zorganizowałabym wszystko już dziś, niestety sytuacja na świecie wszystko utrudnia i cały czas nie wiem na czym stoję :(
- Chcę wybrać się na wypad rowerowy, ale nie mam jeszcze konkretnie sprecyzowanego planu, gdzieś tam widzę to w okolicach gór, może 2 albo kilkudniowy z noclegiem w namiocie, ale to nie ma większego znaczenia, bo zadowolę się każdą, nawet kilkugodzinną jazdą w ładnych okolicznościach przyrody.
- Chcę zaliczyć parę szczytów Tatr, w 2021 mi się nie udało ale nic straconego. Myślę nad Szpiglasowym Wierchem. We wrześniu koniecznie 2 Czerwone Wierchy (z tych na których jeszcze nie byłam). Gdzieś tam z tyłu głowy krążą mi Rysy i jeden ze szczytów Orlej Perci, ale... to duże wyzwanie i nie wiem, czy to wyprawa jeszcze na ten rok, ale kiedyś na pewno!
- Chcę też na pewno jeść dużo więcej warzyw i owoców, kiszonych rzeczy. Chcę by były u mnie na porządku dziennym. A może i zacząć wprowadzać wegetariańskie potrawy? Chyba sama nie wierzę, że to piszę! Może dlatego, że jestem aktualnie chora a może mój organizm potrzebuje zmian, ale tak, mam aktualnie mood na warzywa. I ograniczyć spożywanie alkoholu, nie przy imprezach czy spotkaniach na mieście. Ale lampka wina do obiadu, do serialu czy na zły humor zdecydowanie nie są potrzebne. To samo ze słodyczami, kiedyś ich nie jadłam i nie odczuwałam żadnego braku, także banan, masło orzechowe powinny wystarczyć.
- Chcę się sporo ruszać - jeździć na rowerze, rolkach, łyżwach, nartach, ćwiczyć na siłowni i fitnessie, może biegać?, pływać, a nawet chodzić na zwykłe spacery. Chcę wrócić do praktyki jogi i jeśli czas i zdrowie pozwolą do morsowania.
- Chcę sporo czasu przeznaczyć dla rodziny i koleżanek i zadbać o dobry jakościowo czas z nimi. Ostatnio u mnie czas był dość napięty i przeplatany z chorobami, ale dość tego. Chcę w końcu wyzdrowieć i z energią podejść do działania i spotkań.
- Chcę wybrać się na operę albo operetkę albo do teatru.
- Chcę znaleźć dobre jakościowo książki i je przeczytać. Nie interesuje mnie ilość, interesuje mnie jakość. Coś, co pomoże mi w życiu, wniesie jakąś wartość.
I to by było chyba na tyle na dzień dzisiejszy. Nie wiem, co los przyniesie, nie wiem co się wydarzy, ale jedyne czego sobie życzę to dużo radości każdego dnia, cieszenia się chwilą, życie teraźniejszością i sporo szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz