Tytuł: Linia życia
Autor: Jodi Picoult
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 522
Paige w
wieku 5 lat zostaje opuszczona przez matkę i od tej pory pozostaje pod opieką
ojca. Dziewczyna nie może pogodzić się z tym faktem i bezustannie zastanawia
się, co wpłynęło na taką decyzję rodzicielki. Kiedy kończy 18 lat opuszcza
rodzinną miejscowość, aby odciąć się od przeszłości. W nowym miejscu zatrudnia
się w barze i tam też wkrótce poznaje swojego przyszłego męża, pochodzącego z wysoko
postawionej rodziny, studenta medycyny. Rodzice Nicholasa nie akceptują jednak
jego związku z Paige i grożą synowi, że przestaną łożyć na jego studia. Mimo to
młoda para decyduje się żyć razem, a tym samym Paige odkłada marzenia o szkole
plastycznej i zatrudnia się na drugi etat. Po paru latach dziewczyna zachodzi w
ciążę, do czego nastawiona jest niezbyt optymistycznie. Kiedy rodzi się dziecko,
przytłacza ją natłok obowiązków, z którymi nie do końca daje sobie radę i po
paru miesiącach postanawia tymczasowo odpocząć od swojej rodziny i wyjeżdża w
poszukiwaniu swojej matki.
„Bój się Boga, dziewczyno […] a co na tym
świecie jest tak, jak miało być? Życia się nie planuje, życie trzeba przeżyć.”
Książka ta
porusza problem związany z macierzyństwem. Obecnie wiele młodych mam może
liczyć na pomoc przy dziecku ze strony babć czy też niań, jednakże nie
wszystkie. Niektóre tak jak i Paige nie
mają żadnego wsparcia, ani zrozumienia i muszą zajmować się dzieckiem praktycznie
24 h na dobę. Lektura ta pokazuje, że nowo narodzone niemowlę to wcale nie
słodki, kochany aniołek, zasługujący na same zachwyty, a macierzyństwo to nie
bajka, lecz ciężki okres w życiu kobiety, który może prowadzić do zniechęcenia,
rozpaczy, a nawet i depresji.
Życie Paige
i Nicholasa możemy podglądać z punktu widzenia właśnie tych dwóch postaci, na
przemian poznając myśli każdego z nich. Jak w każdej książce Picoult ciężko
jest przyznać jednej ze stron stuprocentową rację. Każda z nich ma argumenty na
swoją korzyść, ale ponosi również w jakimś stopniu winę.
Mimo to
większą winą obarczałam postać Nicholasa. Muszę przyznać, że strasznie
irytowała mnie jego osoba, która jak na stereotypowego kardiochirurga przystało
uznawała się niemalże za Boga i to nie tylko w pracy, ale i życiu rodzinnym.
Chciał, żeby jego żona była na każde jego zawołanie, a sam poświęcał jej, jak i
dziecku minimum czasu, bezustannie przebywając w szpitalu. Nie mogę też
zrozumieć, jak mógł zmuszać ją do przyjęć, których nienawidziła, urządzić ich
dom według własnego widzimisie wbrew woli żony, a także mieć praktycznie za nic
jej marzenia, stawiając swoje szczęście ponad jej. A już kompletnie nie mogę
pojąć tego, że przez lata kiedy Paige miała go na swoim utrzymaniu, odrzucając
własne marzenia na rzecz jego szczęścia i pracując na dwóch etatach tylko po
to, by on mógł piąć się po szczeblach kariery, uznawał to za jak najbardziej na
miejscu, ale kiedy po 3 miesiącach nieobecności Paige powróciła do niego, on
nie pozwolił zamieszkać jej w domu, który także należał do niej, ani widywać
się z jej własnym dzieckiem.
Co do
postaci Paige było mi przykro patrzeć na to, co spotyka ją w życiu. Najpierw
porzucenie ją przez matkę. Decyzja o aborcji, która była jedynym możliwym
wyjściem. Rezygnacja z wymarzonych studiów. I kiedy w końcu poznaje człowieka,
któremu oddaje swoje serce, robiąc wszystko, by wreszcie zaznać poczucia
bezpieczeństwa i miłości, ten tylko wykorzystuje jej uległość i niskie poczucie
własnej wartości.
Jeśli chodzi
o rodziców Nicholasa, to mimo początkowego niemiłego wrażenia, jakie stworzyli,
pod koniec lektury ich zachowania były nad wyraz wzruszające. Okazali się
ciepłymi, wyrozumiałymi i mądrymi ludźmi, czego zdecydowanie nie można
powiedzieć o ich synu.
„Linia
życia” to książka, której akcja mimo że rozgrywa się w Ameryce, w żaden sposób
nie przypomina mitycznego amerykańskiego snu. To pozycja ukazująca codzienne
problemy zwykłych ludzi z dogłębnie rozrysowanymi charakterami i psychiką
postaci. Zmusza do refleksji nad własnym życiem, zastanowienia się czy jesteśmy
we właściwym miejscu oraz przemyślenia czy w tej gnającej coraz szybciej
egzystencji, szarej i nieraz ponurej nie zatraciliśmy czasem samego siebie.
Jest to autorka, na którą od dawna poluję :D
OdpowiedzUsuńJa również, nie mam jeszcze za sobą nic jej autorstwa, a marzę o tym :)
Usuńhmmm...przypomina mi film, który oglądaliśmy na polskim. :)
OdpowiedzUsuńale jak wiadomo to nie to. :)
bynajmniej książka zapowiada się dość ciekawie. :)
Lubię, gdy narracja jest prowadzona dwutorowo. Poza tym powieść podejmuje temat macierzyństwa i małżeństwa, więc jak najbardziej jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńPicoult jeszcze przede mną i przyznam, że wśród tylu dostępnych na rynku książek autorki , sama już nie wiem, od czego zacząć:)
OdpowiedzUsuńMnie z przeczytanych dotychczas najbardziej podobały się "Dziewiętnaście minut" i "Karuzela uczuć". Były to pierwsze pozycje tej autorki z jakimi miałam styczność, zrobiły na mnie największe wrażenie i wywołały duże emocje. Mimo że sporo już w sumie powieści Picoult przeczytałam, to w mojej ocenie żadna z nich nie może się równać wyżej wymienionym.
UsuńBardzo lubię tą autorkę, ale tej książki jeszcze nie znam i muszę to nadrobić:)
OdpowiedzUsuńKsiążki Picoult biorę w ciemno. Jakoś podchodzi mi jej proza.
OdpowiedzUsuńSam opis książki mnie nie zaciekawił ale jak przeczytałam twoją recenzje zmieniłam zdanie może jednak dam tej pozycji szanse...zobacze;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
pokolenie-zaczytanych.blogspot.com
Jodi tak pięknie potrafi opisywać ludzkie emocje, że nie mogę wyjść z podziwu... Książkę uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze do czynienia z twórczością tej autorki i bardzo chętnie to zmienię. Ciekawa recenzja. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc historia mnie nie urzekła, więc raczej spasuję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Uwielbiam autorkę i jestem pewna, że dopadnę kiedyś i tę książkę :)
OdpowiedzUsuńLubię książki Picoult. Tej powieści akurat nie czytałam i chętnie to zmienię :)
OdpowiedzUsuń