Tytuł: Ćpun
Autor: Melvis Burgess
Rok wydania: 2002
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 286
Historiami o
narkomanach zaczytywałam się, będąc mniej więcej w wieku głównych bohaterów
dzisiaj prezentowanej książki. Wtedy dosyć łatwo było mi się z nimi utożsamić.
Po latach z sentymentu do tematyki sięgnęłam po książkę „Ćpun”, by porównać
swoje wrażenia.
Smółka ma 14
lat, spokojną i trochę zagubioną naturę. Wychowuje się w patologicznej rodzinie,
w której króluje alkoholizm. Jego ojciec notorycznie go bije i to wpływa na to,
że bohater pewnego dnia postanawia uciec z domu.
Jego
dziewczyna Gemma to chaotyczna i wiecznie znudzona prozą życia nastolatka.
Przechodzi bunt i nieustannie kłóci się z rodzicami, z którymi nie potrafi
znaleźć wspólnego języka. Chcąc im udowodnić, że doskonale poradzi sobie bez
nich, za przykładem Smółki sama również porzuca dom.
Początkowo
wszystko udaje się znakomicie. Gemma i Smółka zaprzyjaźniają się z innymi
uciekinierami, znajdują dach nad głową. Nie muszą nic robić i nikt im nic nie każe,
więc śpią do późna, a wieczorami urządzają imprezy. Za nic mają rady i prośby zatroskanych
rodziców czy też starszych kolegów. W końcu nowe życie wydaje się sielankowe,
pełne nowych wyzwań i wolności, którą się zachłystują. Pojawia się pierwszy
alkohol, pierwszy seks, pierwsze papierosy, pierwsza trawa, aż wreszcie
pierwsze narkotyki…
Na początku
byłam zszokowana postawą bohaterów. Ich młodym wiekiem i naiwnością.
Przekonaniem o ich niepokonalności. Czasem miałam ochotę nimi potrząsnąć,
klasnąć im przed oczami i wrzasnąć: „ej, czy nie widzicie, że niszczycie sobie
życie?!”, nakazując by się opamiętali. Ale przecież to i tak by nic nie dało…
Oni wiedzieli lepiej.
Losy
bohaterów toczą się dalej, powoli lecąc po równi pochyłej. Co mi się zazwyczaj
w tego typu historiach o narkomanach podoba, to niezwykły realizm i niesamowity
klimat. Nie zabrakło tego i tutaj. Jedna i ta sama historia opowiadana jest z
punktu widzenia wielu postaci, a każda z nich zwraca się bezpośrednio do
czytelnika. Dzięki temu mamy wrażenie, jakbyśmy siedzieli tuż obok osoby
opowiadającej historię, która została dotknięta.
Bohaterowie
sami nie wiedzą kiedy przekraczają magiczną granicę między kontrolą nad
sytuacją a uzależnieniem. Początkowo nie chcą dopuścić tej myśli do
świadomości, jednak z czasem przyznają, że coś jest jednak nie tak. I kiedy
jedna z bohaterek zachodzi w ciążę, postanawiają rzucić nałóg... Jak się można domyślić, mimo wielkich
przygotowań i nadziei niestety z marnym skutkiem.
Jeszcze tych
parę lat zastanawiałam się, czemu bohaterowie mają tak słabą wolę. Oczywiście
wiedziałam, że niezwykle trudno jest wyjść z nałogu, ale najbardziej załamywało
mnie, że kiedy byli już na dobrej drodze, potrafili jednym ruchem zniweczyć
całą swoją pracę. Dziś po przebywaniu w różnych środowiskach, w których zawsze oczywiście
panowało przekonanie o braku problemu, mam jednak inne zdanie. W danym
otoczeniu zawsze znajdzie się jakieś słabe ogniwo, które mimo najlepszych chęci całej reszty, bardzo łatwo może
pociągnąć całe grono w dół. A odcięcie się od świata toksycznego? Wyobraź
sobie, że za twoją decyzją już nigdy nie zobaczysz swojej rodziny ani grona
bliskich znajomych, z którymi przeżyłeś całe lata. Że całe życie musisz budować
od samego początku, licząc wyłącznie na siebie i wiedząc jakie są realia.
Potrafisz? Ja nie za bardzo. I tak zaczyna się błędne koło.
Książka mimo
wszystko kończy się dobrze, dając wiarę w to, że wyjść z nałogu jednak się da.
Bohaterowie mimo że są młodymi ludźmi pod koniec powieści wypowiadają się tak,
jakby przeżyli spory szmat życia. W końcu niosą ze sobą ciężki bagaż doświadczeń
nabytych w myśl zasady „żyj szybko, umieraj młodo”. Książka przeraża, szokuje,
wprowadza w melancholijny nastrój i zmusza do refleksji. Jest to na pewno
pozycja warta uwagi. Napisana ku przestrodze innych. Chociaż z drugiej strony zawsze mnie to
zastanawiało, czy tego typu książki wbrew zamysłowi nie kryją czasem w sobie pierwiastka zachęty?
Czytałam "My dzieci z dworca zoo" i ta książka była bardzo dołująca. Nie za bardzo lubię czytać o uzależnieniach od narkotyków. Jednak na pewno będę mieć na uwadze książkę "Ćpun" :))
OdpowiedzUsuńW czasach szkolnych też zaczytywałam się w "Ćpunie" i podobnych książkach, nawet próbowałam sobie "Ćpuna" przypomnieć ( z marnym skutkiem ), bo czytam teraz "Milion małych kawałków", także fajnie, że trafiłam na Twoją recenzję, odświeżyłaś mi pamięć :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę. Przynajmniej kojarzyłam okładkę. Dopiero gdy zaczęłam sobie czytać twoją recenzję wszystko mi się zaczęło przypominać. Najwidoczniej nie wywołała u mnie zbyt wielu ogromnych emocji skoro nie utkwiła mi w pamięci
OdpowiedzUsuńTeż miałam taki okres, że zaczytywałam się tego typu książkami. Pamiętasz "My dzieci z dworca Zoo"?;)
OdpowiedzUsuńPewnie, że pamiętam :D Dostałam tę książkę w prezencie na 14-te urodziny ;)
UsuńNie znam niestety :/
OdpowiedzUsuńTakie szokujące książki często dają sporo do myślenia. Zapisałam sobie jej tytuł.
OdpowiedzUsuńostatnio męczyłam się z podobną książka tzn. musiałam przejść długą drogę z głównym bohaterem aby mógł wyjść z tego nałogu...
OdpowiedzUsuńczytałam swego czasu dzieci z dworca zoo. i nie mam ochoty na tego lektury;p
OdpowiedzUsuńJako nastolatka czytałam inne pozycje o narkotykach, to przerażający nałóg i postawa bohaterów.
OdpowiedzUsuńTeż czytałam taką literaturę, będąc w wieku głównych bohaterów. Jednak myślę, że to dobry pomysł, aby odświeżyć sobie podobne książki po latach. Doświadczenia i czas może całkowicie zmienić ich odbiór.
OdpowiedzUsuńChyba kiedyś ta książka wpadła mi w ręcę, ale nie jestem pewna. Również czytałam taką literaturę gdy byłam w wieku bohaterów i przyznam - wtedy mnie przerażała. Z racji tego, że wychowywałam się na wsi nie miałam dostępu do taich używek, ale obawiam się, co może dzieć się w miastach, nawet teraz.
OdpowiedzUsuńNie mogę sobie przypomnieć czy czytałam tę książkę. Muszę sobie odświeżyć.
OdpowiedzUsuńTa tematyka jest mi obca, nigdy nie spotykałam siez podobnymi książkami, ale kiedyś na pewno się nad nimi pochyle. Obawiam się, że w takich pozycjach, często chciałabym potrząsnąć bohaterami i wrzeszczeć na nich, właśnie za marnowanie życia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Miałam okazję przeczytania tej pozycji, ale chyba nie napisałam recenzji tej ksiązki. W sumie dobrze, bo będę miała teraz pretekst do tego aby ją ponownie przeczytać. Wspominam ją naprawdę dobrzę, choć myśle, że lepsza od niej jest ta którą czytam teraz "My dzieci z dworca zoo" bardziej prawdziwsza ma się rozumieć, ponieważ oparta na prawdziwych wydarzeniach.
OdpowiedzUsuńNie lubię książek o narkotykach, za bardzo to przeżywam jakoś... :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisana recenzja ;) Też kiedyś zastanawiałam się,czy mimo wszystko takie książki delikatnie nie zachęcają do takich działań..Pozycja ciekawa,swojego czasu czytałam nałogowo takie książki :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze ani jednej książki o narkotykach, ale ta wydaję się być interesująca.
OdpowiedzUsuńChociaż ja też nie lubię takich naiwnych bohaterów.
Pamiętam jak jako nastolatka zaczytywałam się w tego typu książkach, "ćpun" czy "my, dzieci z dworca z.o.o" bardzo mocno mną wstrząsnęły i zostawiły po sobie ślad
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie przypominam sobie, żebym przeczytała kiedyś jakąś książkę o narkotykach. Jakoś mnie do nich nie ciągnie, ani kiedyś, ani teraz i chyba już tak zostanie ;)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty, czytałam książki o narkomanach gdzieś w okolicach gimnazjum, ale tej nie kojarzę i chyba na razie nie mam na nią ochoty ;)
OdpowiedzUsuń