sobota, 28 lutego 2015

Luty 2015 - podsumowanie!

Mija ostatni dzień lutego, więc i pora na jego podsumowanie. 
Na początek rzecz najważniejsza - jedzenie! Ciekawi mnie, czy próbowałyście już i czy lubicie poniższe smakołyki:









1. Sushi - przyznam się, że nie jadłam nigdy jeszcze w żadnej restauracji. To ze zdjęcia pochodzi z Lidla i smakowało mi całkiem nieźle.
2. Makaroniki - kiedy dawno temu usłyszałam o nich po raz pierwszy, miałam wielką ochotę je spróbować. Są malutkie, wyglądając przeuroczo i tylko kuszą by je zjeść. Niestety nigdzie w Polsce nie umiałam ich znaleźć, miałam nawet cel, by sama je upiec, ale w końcu ostatnio po latach dostrzegłam je w cukierni i oczywiście kupiłam. Całkiem dobre, ale... żadną rewelacją nie są, tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę ich horrendalną cenę i mały rozmiar.

Ten miesiąc upłynął mi bardzo szybko i mało co ciekawego zdążyłam w nim zrobić. Pierwsza jego połowa minęła na nauce do egzaminów i zaległych zaliczeń oraz na samym ich pisaniu. Niestety ta cała "walka" nie dobiegła jeszcze końca i marzec dalej będzie miesiącem niepewności i modlitw o logiczne i związane z przedmiotem pytania testowe.
W pewnym momencie miałam już całkiem dość i jedyne czego pragnęłam to odrobiny wolnego. I do szału doprowadzały mnie wszelkie wiadomości o tym jak to inni zaczynają cudowny czas ferii, bo... moja uczelnia nie uznaje czegoś takiego jak przerwa międzysemestralna - hejt it! </3

Także zaraz po sesji rozpoczął się nowy semestr. Podobno poprzedni miał być najgorszy jeśli chodzi o przedmioty, ale tym razem mamy samych wykładowców ciężkich do przejścia jeśli chodzi o egzaminy. Plan niestety również kiepski, trochę okienek, zajęcia praktycznie od poniedziałku do piątku. Ach, no i te poniedziałki... od rana do 19... na pewno nie będą moim ulubionym dniem tygodnia.  

Z pozytywnych wieści, to w końcu odważyłam się na dojazd na uczelnię autem. Zawsze mówiłam sobie, że nigdy nie będę prowadzić po centrum tego miasta, bo chyba zwariuję, ale... nie taki diabeł straszny... Niestety po jakimś czasie samochód się zepsuł... i to w tak zabawny sposób, że wszystkich, którym o tym mówiłam, to niezmiernie śmieszyło. Prognozy mechanika były raczej mroczne, lecz na szczęście nie było tak źle i w końcu dziś, po raz pierwszy po przerwie mogłam zasiąść za kierownicą - super uczucie :)


Początkiem miesiąca wzięłam udział w wyzwaniu z Rozwojownika, o którym pisałam w ostatnim podsumowaniu i wymyśliłam, że przez pełny tydzień będę jadła na śniadanie owsianki. Możecie się śmiać, że co to za wyzwanie, ale... naprawę dla mnie było czymś nietuzinkowym. W każdym razie napiszę i zamieszczę więcej zdjęć w związku z nim, jak będę miała więcej czasu, czyli w drugiej połowie marca. Póki co zostawiam 1 zdjęcie na zachętę.



A co do mojej pielęgnacji włosów, to przez cały luty piłam codziennie siemię lniane, celem szybszego porostu włosów, ale... nie zauważyłam jakoś specjalnej różnicy. A może tylko tak mi się wydaje? Będę musiała przeprowadzić dogłębniejszą analizę. A póki co mam jeszcze jeden pomysł, jeśli chodzi o zwiększenie ich długości i może niebawem wprowadzę go w życie.


Z większych i mniejszych powodów ostatecznie postanowiłam zwolnić się z pracy. To było do przewidzenia i właściwie to czekałam tylko na odpowiedni pretekst, by rzucić to wszystko w kąt. Pewnego dnia po prostu skumulowało się zbyt wiele minusów, by to wszystko dalej ciągnąć... I mimo że nie pracowałam tam długo, to mam wrażenie, że działo się sporo, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Poznawanie się, żarty, wspólne wypady, śmiech i zabawa, po czym kłótnie, nieporozumienia i niedopowiedzenia i tak w kółko, a przy tym wszystkim coraz to nowsze newsy na każdym kroku. Kiedy porównam to sobie do innego otoczenia, gdzie poznawanie się idzie w żółwim tempie, które wygląda wręcz na stagnację... to tu naprawdę "działo się".

Pod koniec lutego byłam na półmetku mojej uczelni. Początkowo nie byłam do tego zbyt przychylnie nastawiona i nie miałam ochoty, by iść. Mimo to nie żałuję tego wypadu. Było całkiem ciekawie i śmiesznie i impreza się generalnie udała. Szkoda tylko, że większość tak szybko się ulotniła... 

A na koniec zamieszczę mały kolaż z rzeczami, które udało mi się zakupić głównie na wyprzedażach w tym miesiącu. W końcu czym byłby luty bez wyprzedażowych zakupów?


1. Od paru lat spodnie kupowałam różne, ale... od dżinsowych mocno stroniłam. W końcu postanowiłam to zmienić, bo w szafie nie miałam już prawie nic prostego i klasycznego. Do tych skłoniła mnie cena (~30 zł) oraz ich dość nietypowe kieszenie xD + koszula, bo dla mnie koszul nigdy za wiele :)

2. Taki tam galowy zestaw... koronkowa bluzka (mimo że za każdym razem sobie powtarzam, że niczego z koronki już nie kupię, ale co poradzę, że zawsze mnie przyciągają?). Spodnie o nietypowym kroju i wzorze. I buty... lakierkowane... sama dalej nie wiem, skąd pomysł na nie.
3. Sportowe ubrania! Bo od kwietnia mam zamiar intensywnie ćwiczyć. I możecie mówić, co chcecie, ale mnie naprawdę dużo lepiej się ćwiczy w nowych ubraniach, niż starych, znoszonych dresach - serio. Do tego kultowy pojemnik z Biedronki z przegródkami na jogurt i płatki.

A tak na serio to tylko część lutowych zakupów. Gdybym miała umieszczać wszystko, byłaby to niekończąca się historia ;) Ale wspomnę, że zakupiłam też pewną ciekawą (jeśli chodzi o moją perspektywę patrzenia) książkę, o której dam znać w najbliższym stosiku, gdy tylko go skompletuję. Co do książek to może i trochę wstyd się przyznać, ale przeczytałam ich w tym miesiącu tylko 3 (w tym jedną specjalnie kończyłam dzisiaj, żeby czasem nie robić sobie jeszcze większego przypału). Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości będę mieć więcej czasu na nie. I jeśli nie w marcu, to w kwietniu z pewnością to sobie odbiję.

A jaki była Wasz luty? :)

18 komentarzy:

  1. Obyś w marcu znalazła czas na przeczytanie większej ilości książek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Luty u Ciebie nie była aż taki zły, a szybko zleciał, bo jest bardzo krótki :) Powodzenia w marcu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Luty minął mi szybko i tylko w pracy. Obowiązki zawodowe i trudności jakie się pojawiły spowodowały, iż pracowałam po kilkanaście godzin a w domu dalej siadałam do papierów. Czułam się na tyle zmęczona, że nie ruszyłam żadnej książki. No cóż... marzec będzie lepszy - mam nadzieję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Żałuję, że sama nie sięgnęłam po pojemnik na jogurt i płatki... :/
    Też tak mam - jak ćwiczę, to muszę mieć już dobre ubrania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli nie tylko ja staram się naganiać książkowo w ostatni dzień :P Nie ma się, czego wstydzić. Też postanowiłam biegać, ale jak z tym będzie to jeszcze nie wiem. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzę zarówno Tobie (jak i sobie) więcej czasu na czytanie książek :)...a trzy książki to też nie jest źle :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak już zdobędę to prawko to na uczelnie na pewno jeździć się będę - tylko wieczorami i to w niedzielę, jak ulice puste :D bo się boję jeździć :D
    Sushi nie jadłam i jakoś mi nie spieszno :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja się chyba do sushi nigdy nie przekonam. ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdecydowanie mam ochotę na makaroniki, więc może zrobię je sobie w tym tygodniu:)

    OdpowiedzUsuń
  10. owsianki uwielbiam - z jabłkiem, bananem albo masłem orzechowym to dla mnie połączenie idealne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Sushi nie lubię. Makaroników nie jadłam, ale mam ochotę ich spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nei jadłam sushi :D
    A owsianki nie lubię :DD
    Sportowe ubrania są super <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo chciałabym spróbować sushi, nie miałam jeszcze okazji. A te buty lakierowane super sprawa, mam podobne, ale popielate, matowe, choć nigdy jeszcze ich nie włożyłam...ale bardzo mi się podobają :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Też jadłam sklepowe sushi i byłam zadowolona ;D

    OdpowiedzUsuń
  15. Jadłam sushi w restauracji i coś mi nie pasowało. Kultowe makaroniki jeszcze przede mną :D
    Mój luty to kilka dni w Zakopanem, a potem 3 tygodnie przeziębienia, ale w marzec wchodzę z motywacją i entuzjazmem :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie jadłam nigdy sushi i jakoś nie mam ochoty tego zmieniać :P

    OdpowiedzUsuń
  17. suszi jadłam kilka razy i smakowało mi bardzo :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Sushi jadłam, a tych makaroników nie, ale z chęcią bym spróbowała :)

    OdpowiedzUsuń