Tytuł: Dziennik
Autor: Anne Frank
Rok wydania: 2000
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 315Rok wydania: 2000
Wydawnictwo: Znak
"Dziennika" Anne Frank nie trzeba nikomu przedstawiać (a tak mi się przynajmniej wydawało, bo gdy zaczęłam o nim mówić wśród rodziny i znajomych, ci ku memu zdziwieniu nie mieli o nim pojęcia). W każdym razie każdy mol książkowy bądź fascynata II wojny światowej wie, że "Dziennik" to taka lektura, którą należałoby w swoim życiu przynajmniej raz przeczytać.
Książka to zbiór listów 13 letniej dziewczynki, która wraz ze swoją żydowską rodziną i znajomymi przez dwa lata ukrywała się przed Niemcami w oficynie kamienicy. To pozycja unikatowa, bo napisana przez nastolatkę. Nagradzana salwami zachwytów i wzruszeń. Rozsławiona na cały świat. Uznawana za najważniejszą książkę XX wieku. To dziennik, który jak na entuzjastkę II wojny światowej przystało, bardzo chciałam przeczytać, a mając go w dłoniach, czułam się, jakby urosły mi skrzydła.
To książka, do której recenzji zbierałam się od dłuższego czasu, bo nie bardzo wiedziałam, czy mam prawo wypowiedzieć się w tej kwestii. Bo wiem, że czasem nie warto wkładać kija w mrowisko i lepiej pewne poglądy zachować dla siebie. Ale nie zamierzam kłamać i doszukiwać się plusów za wszelką cenę. I jak się można spodziewać to nie będzie pozytywna recenzja.
Zacznę od samej postaci Anne, której mimo wszelkich chęci nie byłam w stanie obdarzyć sympatią. Wiadomo, że jest młodą dziewczyną, która z dnia na dzień musiała zrezygnować z prawa do wolności i można po niej oczekiwać buntu przeciw nowej rzeczywistości, jednakże jej zachowanie było nie do zniesienia. Niewiele było wpisów, w których Anne nie przelewała swojej niechęci do bliskich. Niemalże o wszystko była zła, ciągle coś jej się nie podobało. Każdy ją czymś wkurzał i każdego w tej książce zwymyślała. Na każdej stronie czuło się jad, jaki wysyłała w stronę innych i to było co najmniej przykre. Rozumiem ideę pisania pamiętników w celu przelania złych emocji i oczyszczenia umysłu, ku lepszemu komfortowi psychicznemu. Ale chęć wydania go... niby w jakim celu?
Kolejną cechą Anne, która mnie dosłownie raziła, było jej poczucie wielkiej wartości, stawianie się wyżej od innych i przekonanie, że kiedyś zostanie wielką pisarką. Trzeba przyznać, że dziennik Anne nie był niczym fascynującym, wyróżniającym się. Powiedziałabym, że to taki pamiętniczek przeciętnej, ale rozpieszczonej, liczącej na zachwyty innych nastolatki. W dodatku monotematyczny i nużący. Może pod koniec Anne stała się bardziej dojrzała, jednak przez większą część książki myśli zawarte w dzienniku wręcz odpychały.
I na koniec jeden fakt, który rozczarował mnie całkowicie. "Dziennik" na całym świecie uznawany jest za jedno z najważniejszych i najbardziej wstrząsających świadectw holokaustu. Tymczasem kiedy na świecie ma miejsce prawdziwa zagłada Żydów z obozami koncentracyjnymi, nienawiścią nazistów, głodowaniem, wycieńczeniem, eksperymentami nazistowskimi, zagazowywaniem i brakiem nadziei na cokolwiek dobrego, rodzina Anne trafia do oficyny, w której to przez lata wiedzie relatywnie spokojne życie, ze stałym dostępem do żywności, odzieży, literatury... Dla mnie miano jakie uzyskała ta książka, a rzeczywiste wydarzenia w niej opisane to jakaś ironia, której nie jestem w stanie zrozumieć. Holokaust? Jest w tej książce wyłącznie mało istotnym tłem. Wstrząsające świadectwo? W obliczu wielu książek i filmów traktujących o II wojnie światowej, ten przymiotnik w kontekście "Dziennika" to dla mnie jakiś żart. Wstrząsającym można w nim nazwać ewentualnie jego posłowie.
Muszę przyznać, że "Dziennik" to książka do której czytania przystąpiłam z wielką radością i nadzieją, a w rezultacie mocno się rozczarowałam. To zbiór listów nadętej, rozkapryszonej, niedojrzałej dziewczynki. Nużący i nic ważnego nie wnoszący. To z pewnością nie pozycja o holokauście. Gdybym miała wskazać książkę o takiej tematyce, pisaną przez dziecko, byłby to "Dziennik Helgi", o którym tak wiele się nie słyszy, a jest o niebo lepszy od "Dziennika" Anny Frank. Naprawdę nie rozumiem fenomenu tej pozycji.
ojej, spodziewałam się, podobnie jak Ty, że czeka mnie naprawdę fajna lektura. Podzielam jeszcze Twój początkowy entuzjazm :D ale może dam jej mimo wszystko szansę :)
OdpowiedzUsuńJasne, najlepiej przeczytać i ocenić samemu, tym bardziej, że książka mimo wszystko zbiera i tak wiele pozytywnych opinii ;)
UsuńNie gustuję w tego typu książkach więc i tą odpuszczę sobie.
OdpowiedzUsuńczytałam, zrobiła na mnie wielkie wrażenie.... Bardzo smutna książka.
OdpowiedzUsuńNa mnie niestety nie a szkoda :/
Usuńzaczęłam czytać:) na razie zapowiada się ciekawie
OdpowiedzUsuńTeż cao nieco podobnych relacji mam za sobą, o tym dzienniku nie słyszałam. Mimo wszystko będę chciała sama się przekonać, czy mi się spodoba, czy wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńChętnie dałabym jej szansę i wyrobiła własne zdanie. Szkoda, że Ci się nie spodobała, ale myślę że warto było spróbować? :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że lektura aż tak mocno rozczarowuje, ja chyba sobie ją całkowicie odpuszczę, bo to zupełnie nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńJa tej tematyki unikam, chociaż w szkole mnie to interesowało. Z tego co piszesz, to rzeczywiście niezłą promocję ma ta książka,a w rzeczywistości jest już inaczej.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że pozycja tak mało wnosi i nie przedstawia odpowiednio wagi tematu. Sama rzadko sięgam po podobne publikacje. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńoj to szkoda, bo sporo się mówi o tej ksiązce w kategorii obowiązkowej lektury...dzieki za ostrzezenie i za wskazanie innej, lepszej pozycji
OdpowiedzUsuń