czwartek, 27 kwietnia 2017

"Fight Club. Podziemny krąg" - Chuck Palahniuk






Tytuł: Fight Club. Podziemny krąg
Autor: Chuck Palahniuk
Rok wydania: 
2006
Wydawnictwo:
Niebieska Studnia
Liczba stron: 235






Joe - cierpiący na bezsenność młody mężczyzna żyje zgodnie ze stereotypowymi zasadami współczesnego świata. Urządza mieszkanie niczym z katalogu z Ikei, pracuje w wielkiej korporacji i wiedzie przeciętne życie bez wielkich planów i nadziei. Pewnego dnia na jego drodze staje Tyler Durden, który odwraca jego świat o 180 stopni. Razem zakładają tajemny klub walki, który zrzesza coraz to większe grono zainteresowanych. Jednak wkrótce inicjatywa ta zaczyna rozwijać się i wychodzić spoza wszelkiej kontroli Joego.

Założę się, że prawie każdy słyszał o "Fight Clubie". Nieważne czy to za sprawą filmu czy może książki. "Fight Club" uważany jest w większości za pozycję wyjątkową, kultową, robiącą wrażenie. Zarówno na filmwebie jak i na lubimyczytać dostaje wysokie noty. Zatem w końcu przyszedł ten dzień, kiedy to i ja miałam szansę zaznajomić się najpierw z książką, a kiedy się z nią uporałam zaraz po tym z filmem. Czy było warto?

Nie sądzę. I nie za bardzo rozumiem ogólnego zachwytu nad tą historią. Zacznę od stylu pisania, który jest bardzo chaotyczny i niespójny. Co prawda nie skreślam takich pozycji na dzień dobry, ale myślę, że taką formę naprawdę trzeba lubić. M.in. jednowyrazowe zdania rozpoczynane każde od nowej linijki i brak wyróżnienia wypowiedzi danych osób lekko mnie drażniły. Z drugiej strony taki styl na pewno nie jest typowy i często powtarzalny, więc jeśli ktoś ma przesyt tradycyjną literaturą to na pewno jakaś odskocznia.

Po drugie historia. Niby niosąca wartościowe przesłanie... Ale poprzez dążenie do bezmyślnego rozboju i dewastacji na każdym kroku? Takie coś może i można docenić w młodym, buntowniczym wieku. Ale normalnie cele jakkolwiek szlachetne by nie były, są mimo wszystko przyćmiewane przez nieakceptowalną formę ich osiągania.

Zakończenie jest ciekawe i teoretycznie stanowi zaskoczenie, ale... to też nie szok na wielką skalę, coś za co można podziwiać autora. W świetle ostatnio obejrzanych przeze mnie naprawdę świetnych filmów z robiącymi wrażenie zakończeniami, końcówka Fight Clubu siłą rzeczy niknie w tle.

Wracając jeszcze do ogólnego chaosu, mam wrażenie, że nieco utrudnia zrozumienie pewnych wydarzeń. Przykładowo nie za bardzo wiedziałam, co główny bohater swoim dziwnym zachowaniem chce wskórać w akcji, w której szantażuje swojego szefa. Dopiero film unaocznił mi, o co tak naprawdę chodziło (i tu akurat chylę czoła przed pomysłodawcą, bo scena była genialna), niemniej jednak szkoda, że w książce było to opisane w taki sposób, że ciężko było zrozumieć tego sens (chyba, że to tylko ja nie do końca się skupiałam?).

Podsumowując, książkę "Fight Club" uważam za przereklamowaną i nie do końca potrafię zrozumieć jej fenomenu. Odnośnie fabuły nieco kojarzy mi się z "Buszującym w zbożu", a co do formy z twórczością Julio Cortazara. O ile mogę docenić za płynące z niej przesłanie i ogólne zakończenie, tak ogólny chaos nie sprzyjał polubieniu jej. Nie mówię, że to słaba pozycja, ale po tak wysokich ocenach, spodziewałam się czegoś lepszego. I to też przypadek jeden z nielicznych, gdzie mogę powiedzieć, że film był lepszy od książki.

8 komentarzy:

  1. Nie czytałam i nie zamierzam. Bo widziałam film już z kilka razy. Możliwe, że jest przereklamowana, bardzo wiele popularnych książek takich jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam przekonana, że film mnie zachwyci, bo lubię takie historie. Ku mojemu zaskoczeniu - baaardzo się zawiodłam, więc podejrzewam, że nie skuszę się na książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. ta książka by mnie męczyła ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam film wciąż przed sobą i chociaż zazwyczaj staram się czytać książkę, to upewniłaś mnie, że w tym przypadku szkoda czasu i lepiej zająć się filmem :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Książki nie miałam przyjemności czytać, ale film oglądałam i historia zrobiła na mnie piorunujące zaskoczenie. Szczególnie koniec, chociaż nie skupiałam się tu na jego czynach, a na wewnętrznym chaosie, który w nim panował. Kiedyś na pewno przeczytam tą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Narzeczony ciągle mnie namawia na lekturę tej książki a ja jakoś się nie mogę przekonać...

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba uznasz mnie za ignorantkę, ale ja nie znam ani filmu, ani książki, ale z tego co czytam to nic nie straciłam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chyba sobie na razie odpuszczę. Moja lista książek do przeczytania i tak już osiąga długość równika bez mała :D


    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń