Pierwsze 2 miesiące 2018 roku minęły w oka mgnieniu. Jeszcze pamiętam przełom 2017/2018, kiedy to wypisywałam postanowienia noworoczne. Z braku czasu postanowiłam wtedy przemyśleć i dopisać ich jeszcze kilka za parę dni. Tymczasem większa część I kwartału za nami, a ja do tej pory nie dopisałam do mojej listy ani jednego. Inną sprawą jest, że 2 z postanowień udało mi się już zrealizować, z czego jestem bardzo zadowolona.
Oblewanie! |
Na początku stycznia byłam na firmowej imprezie karnawałowej z motywem lat 70-tych. Trzeba przyznać, że co poniektóre przebrania robiły wrażenie i idealnie wpasowywały się w klimat. Dodając do tego dobrą muzykę, wydarzenie trzeba uznać za całkiem udane.
Skończona wymagana część pracy mgr ;) |
Jeśli mowa o kinie, to nie mogłabym też nie wspomnieć o wyjściu do teatru. Żeby nie było jednak zbyt kulturalnie, spektakl nosił tytuł "#VQRV" i traktował ogólnie rzecz ujmując, o problemach młodego pokolenia we współczesnym świecie. Był to spektakl dyplomowy zagrany przez studentów i biorąc to pod uwagę, byłam pod ogromnym wrażeniem. Z jednej strony zabawny, z drugiej z pewnością dający do myślenia. Nie można mu było też odmówić realizmu, wielowątkowości i w punkt ujętego tematu. O samym nietypowym rozpoczęciu nie wspominając. Generalnie spektakl na ogromny plus.
Pod koniec lutego z południowej części Polski pojechałam nad morze! Pamiętam jak wraz z koleżanką jakieś pół roku temu (jeszcze w trakcie upałów) wpadłyśmy na pomysł, by zobaczyć Bałtyk zimą. Ale wtedy też nie pomyślałabym, że plan rzeczywiście zrealizujemy. Weekend upłynął na zwiedzaniu konkretnych punktów Trójmiasta, długofalowych spacerach plażą, jedzeniu dorsza i gofrów i generalnym odpoczynku od rzeczywistości. Bardzo miło wspominam tamten czas i ciężko mi było wrócić, tym bardziej, że pociąg powrotny dowiózł nas rano bezpośrednio na pierwsze ćwiczenia w nowym semestrze na uczelni.
Jeśli życzyłam sobie w Nowym Roku mało stresu, nerwów i dużo
spokoju, no to w pierwszych miesiącach ewidentnie mi to nie wyszło. Było parę złych momentów, w
tym jeden taki, po którym po dziś dzień zastanawiam się, czy nie jestem jakąś bohaterką w filmie. Są na świecie rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom, a cóż dopiero mnie! W każdym razie pomimo kilku złych wydarzeń (i wielkich mrozów) na styczeń i luty z pewnością nie mogę narzekać.
Oby marzec był dla Ciebie lepszy. Wiosna idzie, trzeba się cieszyć :)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że masz już studia za sobą!!
OdpowiedzUsuńMam* :)
UsuńBrzmi sympatycznie ;). Moja grupa znajomych ma w dalszych planach imprezę chyba wg lat 20stych? Ech, muszę ich podpytać, co tam kombinują :D.
OdpowiedzUsuńweekend w Trójmieście to zawsze dobry pomysł :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci więcej spokoju i zdecydowanie mniej stresu w kolejnych miesiącach. :)
OdpowiedzUsuńTrójmiasto to zawsze świetna opcja na weekend, Gra o wszystko też bardzo przypadła mi do gustu :-)
OdpowiedzUsuńoj ja bym też chciała by nowy rok był mniej stresogenny...
OdpowiedzUsuńŚwietne podsumowanie :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Gdańska... ja mam zaplanowaną pierwszą podróż dopiero w maju i potem w czerwcu.
OdpowiedzUsuńŻyczę jak najmniej stresów i wiosennego optymizmu :)
Pozdrawiam!
Ewa z www.mybooksandpoetry.blogspot.com
Oby te kolejne miesiące były spokojniejsze :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszamy na kreatywna-alternatywa.blog.spot.com gdzie odbywa się rozdanie do zgarnięcia - "Całe miasto o tym mówi" :)